Klik!

Podsumowanie sezonu zima 2015 - Durarara!!x2 Shou

 Durarara!x2 Shou - czarny motor czy czarna wołga?

Kontynuujmy zatem temat kontynuacji. Teraz będzie mowa o nie byle jakim drugim sezonie, o nie. Upłynęło aż pięć tęgich lat, uwierzycie?! Pięć chudych lat, w trakcie których fandom tęsknił za barwną zgrają prosto z tokijskiej dzielnicy Ikebukuro. I stało się, lud wyprosił kontynuację przygód, choć nie obyło się bez strachu. Nową serią miało zająć się świeżo upieczone studio Shuka, która zgromadziła część poprzedniej ekipy, odpowiedzialnej za świetną pierwszą serię... No ale część to jednak część, nie całość. Co z tego wyszło? A co z tego jeszcze wyjdzie? Ruszajmy z piskiem opon!

Ale będzie jazda~

W dzielnicy Ikebukuro, żyjącej pełną gębą miejskimi legendami oraz walkami gangów, mieszka sobie grupka ludzi. Na pierwszy rzut oka są tak skrajnie różni, że wydaje się, że nic ich nie może łączyć... nic bardziej mylnego. Na początku serii "Shou" okazuje się, że minęło już pół roku po walce między Dolarami oraz Żółtymi Szalikami. Mikado tęskni za swoim przyjacielem, Kidą, ale poza tym z grubsza nie uskarża się na swoje sielskie życie licealisty... czy aby na pewno? Celty wciąż pracuje jako posłaniec, chociaż teraz robota jest dwa razy trudniejsza - wszystko przez ciekawskie media oraz szalonego producenta filmowego, który oferuje grubą kasę za informację o Czarnym Jeźdźcu! Gdzieś w tle pojawia się seryjny morderca, okrzyknięty jako "Hollywood" ze względu na dopracowane maski, za którymi ukrywa swą twarz. Izaya jak zwykle robi za szarą eminencję i knuje, knuj jeden, jak by tu wpakować swoją ukochaną ludzkość w kolejną wojnę. Akane, mała córeczka szefa yakuzy, upatrzyła sobie za cel najsilniejszego człowieka w mieście. Chaosu dopełnia para rosyjskich zabójców do wynajęcia, Wrona i Słoń, którzy dostają zlecenie na koleżankę Mikado... Kręci się wam w głowie? A to zaledwie kilka wątków.

Więcej was matka nie miała?

Seria Shou to jednak nie definitywny koniec tej historii. Latem oraz zimą pojawią się kolejne serie po 12 odcinków. Trudno wobec tego ocenić tę część, która znajduje się idealnie po środku (być może) całej fabuły. Choć jest ze mnie mały psychofan serii, choć po tych pięciu latach na szczęście nie dopadła mnie demencja i dość dobrze pamiętam, o co w tym wszystkim chodziło, to jednak nie do końca wiem co tym razem twórcy mieli na myśli. Twórca książkowego pierwowzoru, Narita, jest znany z tego, że jego historie to cyrk na kółkach i totalny chaos, ale do tej pory anime wywiązywało się ze swojego zadania i zawsze na pierwszy plan wybijał się jakiś wyraźny wątek główny. No to przypomnijmy sobie - o czym była pierwsza seria? Ano przez pierwszą połowę głównym wątkiem była Celty i jej poszukiwania głowy, potem rozwinęła się sprawa nożownika imieniem Saika, a ostatecznie przeszliśmy do walki między gangami. Chaos polegał na tym, że nie wiedzieliśmy, jakie role odgrywają postacie w danym wątku. Tymczasem w nowym sezonie ja nawet nie wiem jaka sprawa była tą główną. Ktoś na kogoś poluje, ktoś kogoś poszukuje, ktoś komuś chce spuścić łomot (w 90% przypadków to Shizuo chce pobić Izayę, więc w tym przypadku nic się nie zmieniło), ale to są bardziej epizody i nieszczególnie dokądkolwiek prowadzą. Pod koniec chodziło chyba o walkę między Dolarami a Tygrysami z Saitama, ale wciąż nie składa to wszystkich wątków do kupy. Niemniej dwa ostatnie odcinki to już była jazda bez trzymanki i typowa Durarara!! - wszyscy wreszcie konfrontują się ze wszystkimi, a potem... i tak się leją. To dziwne, że większą część fabuły stanowią bijatyki... może dlatego, że to anime o gangach i mafii?

A koteł? Co ten koteł?

Animacja to już zdecydowanie nie to samo co pięć lat temu. Węszę tu srogi spisek. Nie żeby pierwsza seria to był jakiś graficzny majstersztyk... a może jednak był? Mimo prostej kreski i leciutko kanciastych projektów postaci, to każda scena była jednak dopieszczona animacyjnie. Postacie nie wyginały się dziwnie podczas walki, szarzy ludzie w tle nie byli zbitą masą, a fajnym zabiegiem artystycznym, no i nigdy nie było klatkowania! Matko kochana, nie pamiętam, który był to odcinek (chyba coś około szóstego), ale to było straszne! Animacja, która skakała tak, jak zacięty filmik na youtube! Jak to w ogóle jest możliwe - przecież Durarara!! to gwarantowany hit, sprzeda się w dziesiątkach tysięcy kopii, gadżetów przez te pięć lat sprzedali miliony, a oni nie mają kasy, żeby to wyglądało po ludzku! W tym miejscu przypomniałam sobie o jednym anime z obecnego sezonu, który jest fabularną porażką, ale wizualnie jest tak odpicowane na diamentowy błysk, jakby to rok Prontem pucowali. Żeby było śmieszniej, za projekty postaci jest odpowiedzialny ten sam gościu, co w kochanej Durararze!!. Mimo to cieszę się, że stara, dobra Durarara!! wróciła. Historia pozostawiła nas z co najmniej dwoma cliffhangerami i ogromnym apetytem na więcej. I chcę więcej. Mam nadzieję, że przez ten sezon ludzie ze studia Shuka dostaną solidny zastrzyk mamony i nie będą odwalać fuszerki latem.
8/10

 I tak cię kocham, mój ty dziubasku z lukami.
Klik!

Podsumowanie sezonu zima 2015 - Aldnoah.Zero 2

Aldnoah.Zero 2 - Marsjanie kontratakują

Tym razem weźmy na warsztat jakąś kontynuację. W sezonie letnim 2014 wyemitowana została pierwsza, 12-odcinkowa część anime, w którym łapki swe maczał sławny Urobuchi "Urobutcher" Gen, Rzeźnik Czarodziejek, Rzeźnik Magów, Rzeźnik Policjantów, et cetera, et cetera. Stwierdzenie "maczał" nie zostało jednak użyte, aby ubarwić słownictwo tej krótkiej recki - Urobuchi naprawdę pisał scenariusz tylko do pierwszych trzech odcinków pierwszego sezonu, co stanowi zaledwie jedną ósmą wkładu w całe anime. Po smakowitym początku wszystko zaczęło się walić... ale może opowiem po kolei, cofając się nieco do początku serii.

Kto by uwierzył, że Marsjanki potrafią być takie urocze?

Kiedy w 1972 roku człowiek postawił swój pierwszy krok na Księżycu, jego jedynym osiągnięciem nie było zatknięcie flagi na jego powierzchni i wygłoszenie epickiej sentencji. Na powierzchni naszego satelity odkryto portal łączący się z Marsem. Na sąsiedniej planecie zlokalizowana była natomiast zapomniana technologia, ni to moc, ni to kosmiczny napęd, nazwana potem jako Aldnoah. Część ludzi, która rościła sobie prawo do tej mocy, osiedliła się na Marsie, zakładając w ten sposób swego rodzaju królestwo, a królem ogłoszono naukowca, który odkrył Aldnoah. Potem było jak zawsze - nadeszła wojna o wyższość Marsa nad Ziemią, w wyniku której trochę niechcący zniszczono Księżyc razem ze znajdującym się tam portalem. Konflikt przygasł, lecz nie wszystkim podobał się taki stan rzeczy. Po kilkunastu latach jedna ze stron wykorzystała fakt, że młoda księżniczka Asseylum wybrała się na Ziemię z misją pokojową. Dokonano zamachu terrorystycznego, w wyniku którego wojna ruszyła na nowo z kopyta. Statki kosmiczne żądnych odwetu Marsjan spadły z nieba, a wielkie roboty, sterowane przez najznamienitszych szlachciców obdarzonych mocą Aldnoah, rozgniatały Ziemian niczym mrówki. Do walki przeciwko jednemu z robotów staje grupka ocalałych Japończyków, z genialnym uczniem szkoły średniej pośród nich - Inaho Kaizuką. Drugi sezon jest kontynuacją tego konfliktu.
Te pościgi, te wybuchy~

Pierwszy sezon składał się głownie z odcinków przedstawiających walki z "mechem tygodnia". Nawet jeśli w jednym odcinku wydaje się, że bohaterowie nie mają prawa przeżyć, że moc robota jest zbyt super, w kolejnym epizodzie Inaho beznamiętnym tonem wymyśla genialny, oparty na potężnych obliczeniach kwantowych plan, dzięki któremu udaje im się zniszczyć przeciwnika. Wyobrażacie sobie, że podczas zamachu na księżniczkę i ogólnej rozpierduchy ten właśnie Inaho widząc pierwszy lecący pocisk naprowadzający, mówi do przyjaciół beznamiętne "rakieta się zbliża", a sam nawet nie rusza się z miejsca? Taki to jest koksu, ten nasz główny bohater.

Choć wydaje się, że do zakończenia pierwszego sezonu dorwał się Urobuchi (w wyniku czego uśmiercono połowę obsady), na początku drugiego sezonu dostajemy przysłowiowym tortem po oczach, niczym w starych, kiepawych komediach. Dlaczego? Bo wszyscy żyją, nawet mimo przestrzelenia głowy. Drugi sezon, poza wskrzeszeniami wprost spomiędzy pośladków oraz totalną zmianą charakteru jednego z bohaterów, był jednak zdecydowanie ciekawszy. Ten sezon posiadał INTRYGĘ. Łooo. Szał-ciał i zlasowane kalesony. Gdyby nie podwaliny w postaci pierwszego sezonu, to drugi mógłby stanowić samodzielną, zdecydowanie sensowniejszą i zamkniętą całość. Ziemianie, który w pierwszej części anime było zepchnięci do całkowitej defensywy, w drugim nagle wylatują w kosmos, mają w pełni wyposażone bazy, a nawet mają na Ziemi względny spokój! Od dwóch lat! Chociaż nikt poza Inaho nie umie rozwalić mechów wroga! Panocku, paranuja jaka.

Za wszystkie głupoty fabularne jesteś u pani!

Graficznie było bardzo dobrze. Za wspaniałą muzykę w obu sezonach odpowiadał znany w Japonii pan - Sawano Hiroyuki, autor chociażby muzyki w Tytanach. Opening i ending były nieco gorsze niż w pierwszym sezonie, ponieważ m.in. panie z Kalafiny (endingi z Madoki) razem z Kajiurą Yuki (soundtracki z Madoki) uciekły w popłochu z tej produkcji. Zupełnie jak Urobuchi. Mało kto został na tym tonącym statku... znaczy, mechu. Mimo to bawiłam się naprawdę dobrze, choć już od dawna nie traktuje zupełnie poważnie tej serii.  Podobała mi się intryga oraz to, że twórcy starali się wpleść w mechanikę świata prawdziwe twierdzenia z fizyki, ale lepiej by to wyglądało, gdyby mówił o tym sztab specjalistów, a nie jeden piętnastolatek z wieczną martwicą twarzy. Dobrze, że w drugim sezonie dali mu cybernetyczne oko, dzięki czemu łatwiej było przełknąć to, że był jakimś nadludziem.
8/10

Nasz model cyborga ma wbudowany także aparat 5.2 megapikseli