Klik!

Podsumowanie sezonu zima 2015 - Aldnoah.Zero 2

Aldnoah.Zero 2 - Marsjanie kontratakują

Tym razem weźmy na warsztat jakąś kontynuację. W sezonie letnim 2014 wyemitowana została pierwsza, 12-odcinkowa część anime, w którym łapki swe maczał sławny Urobuchi "Urobutcher" Gen, Rzeźnik Czarodziejek, Rzeźnik Magów, Rzeźnik Policjantów, et cetera, et cetera. Stwierdzenie "maczał" nie zostało jednak użyte, aby ubarwić słownictwo tej krótkiej recki - Urobuchi naprawdę pisał scenariusz tylko do pierwszych trzech odcinków pierwszego sezonu, co stanowi zaledwie jedną ósmą wkładu w całe anime. Po smakowitym początku wszystko zaczęło się walić... ale może opowiem po kolei, cofając się nieco do początku serii.

Kto by uwierzył, że Marsjanki potrafią być takie urocze?

Kiedy w 1972 roku człowiek postawił swój pierwszy krok na Księżycu, jego jedynym osiągnięciem nie było zatknięcie flagi na jego powierzchni i wygłoszenie epickiej sentencji. Na powierzchni naszego satelity odkryto portal łączący się z Marsem. Na sąsiedniej planecie zlokalizowana była natomiast zapomniana technologia, ni to moc, ni to kosmiczny napęd, nazwana potem jako Aldnoah. Część ludzi, która rościła sobie prawo do tej mocy, osiedliła się na Marsie, zakładając w ten sposób swego rodzaju królestwo, a królem ogłoszono naukowca, który odkrył Aldnoah. Potem było jak zawsze - nadeszła wojna o wyższość Marsa nad Ziemią, w wyniku której trochę niechcący zniszczono Księżyc razem ze znajdującym się tam portalem. Konflikt przygasł, lecz nie wszystkim podobał się taki stan rzeczy. Po kilkunastu latach jedna ze stron wykorzystała fakt, że młoda księżniczka Asseylum wybrała się na Ziemię z misją pokojową. Dokonano zamachu terrorystycznego, w wyniku którego wojna ruszyła na nowo z kopyta. Statki kosmiczne żądnych odwetu Marsjan spadły z nieba, a wielkie roboty, sterowane przez najznamienitszych szlachciców obdarzonych mocą Aldnoah, rozgniatały Ziemian niczym mrówki. Do walki przeciwko jednemu z robotów staje grupka ocalałych Japończyków, z genialnym uczniem szkoły średniej pośród nich - Inaho Kaizuką. Drugi sezon jest kontynuacją tego konfliktu.
Te pościgi, te wybuchy~

Pierwszy sezon składał się głownie z odcinków przedstawiających walki z "mechem tygodnia". Nawet jeśli w jednym odcinku wydaje się, że bohaterowie nie mają prawa przeżyć, że moc robota jest zbyt super, w kolejnym epizodzie Inaho beznamiętnym tonem wymyśla genialny, oparty na potężnych obliczeniach kwantowych plan, dzięki któremu udaje im się zniszczyć przeciwnika. Wyobrażacie sobie, że podczas zamachu na księżniczkę i ogólnej rozpierduchy ten właśnie Inaho widząc pierwszy lecący pocisk naprowadzający, mówi do przyjaciół beznamiętne "rakieta się zbliża", a sam nawet nie rusza się z miejsca? Taki to jest koksu, ten nasz główny bohater.

Choć wydaje się, że do zakończenia pierwszego sezonu dorwał się Urobuchi (w wyniku czego uśmiercono połowę obsady), na początku drugiego sezonu dostajemy przysłowiowym tortem po oczach, niczym w starych, kiepawych komediach. Dlaczego? Bo wszyscy żyją, nawet mimo przestrzelenia głowy. Drugi sezon, poza wskrzeszeniami wprost spomiędzy pośladków oraz totalną zmianą charakteru jednego z bohaterów, był jednak zdecydowanie ciekawszy. Ten sezon posiadał INTRYGĘ. Łooo. Szał-ciał i zlasowane kalesony. Gdyby nie podwaliny w postaci pierwszego sezonu, to drugi mógłby stanowić samodzielną, zdecydowanie sensowniejszą i zamkniętą całość. Ziemianie, który w pierwszej części anime było zepchnięci do całkowitej defensywy, w drugim nagle wylatują w kosmos, mają w pełni wyposażone bazy, a nawet mają na Ziemi względny spokój! Od dwóch lat! Chociaż nikt poza Inaho nie umie rozwalić mechów wroga! Panocku, paranuja jaka.

Za wszystkie głupoty fabularne jesteś u pani!

Graficznie było bardzo dobrze. Za wspaniałą muzykę w obu sezonach odpowiadał znany w Japonii pan - Sawano Hiroyuki, autor chociażby muzyki w Tytanach. Opening i ending były nieco gorsze niż w pierwszym sezonie, ponieważ m.in. panie z Kalafiny (endingi z Madoki) razem z Kajiurą Yuki (soundtracki z Madoki) uciekły w popłochu z tej produkcji. Zupełnie jak Urobuchi. Mało kto został na tym tonącym statku... znaczy, mechu. Mimo to bawiłam się naprawdę dobrze, choć już od dawna nie traktuje zupełnie poważnie tej serii.  Podobała mi się intryga oraz to, że twórcy starali się wpleść w mechanikę świata prawdziwe twierdzenia z fizyki, ale lepiej by to wyglądało, gdyby mówił o tym sztab specjalistów, a nie jeden piętnastolatek z wieczną martwicą twarzy. Dobrze, że w drugim sezonie dali mu cybernetyczne oko, dzięki czemu łatwiej było przełknąć to, że był jakimś nadludziem.
8/10

Nasz model cyborga ma wbudowany także aparat 5.2 megapikseli

2 komentarze:

  1. 1. "Urobuchi naprawdę pisał scenariusz tylko do pierwszych trzech odcinków pierwszego sezonu, co stanowi zaledwie jedną ósmą wkładu w całe anime." Trzy razy to czytałam, zanim zrozumiałam. Ale to tylko dlatego, że jest noc, a ja dopiero co wróciłam z czuwania. xD

    2. Zadaniem w kosmosie nie było wbicie flagi, ale NAGRANIE wbicia flagi. Bo samo wbicie pal licho, pics/video or it didn't happen. :)

    3. "Do walki przeciwko jednemu z robotów staje grupka ocalałych Japończyków, z genialnym uczniem szkoły średniej" - dlaczego to ZAWSZE w anime są ocaleńcy-japończycy? Dlaczego to ZAWSZE musi być geniusz-nastolatek? ;]

    4. "jeden piętnastolatek z wieczną martwicą twarzy. Dobrze, że w drugim sezonie dali mu cybernetyczne oko, dzięki czemu łatwiej było przełknąć to, że był jakimś nadludziem."
    Still better acting than Bella ze Zmierzchu.

    Swoją drogą - chętnie obejrzałąbym anime 100% made in Japan osadzone nie w Japonii... Hameryka, Rosja, może Niemcy? O Polsce nie śmiem marzyć, ale wierzę, że i tak coś masz już na myśli? ;)

    Wesołych jaojców! Znaczy jajców, Yagi! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Bo samo wbicie pal licho, pics/video or it didn't happen. :)"
    Jak powiada znana teoria spiskowa - Amerykańce i tak nie sfilmowali tego na Księżycu, a zrobili to w studiu, więc w tym przypadku nie pokusiłabym się o powiedzenie "show me or it didn't happen" ;) Teraz fotoszopa wyczujesz na kilometr, ale co do tego starego nagrania pewności do dziś nie ma.

    "dlaczego to ZAWSZE w anime są ocaleńcy-japończycy? Dlaczego to ZAWSZE musi być geniusz-nastolatek? ;]"
    I w ten sposób samodzielnie sformułowałaś pierwsze prawo japońskiej twórczości masowej _^_ Czemu to zawsze nastolatki muszą ratować świat - nie wiem, ale pewnie jest to głęboko związane z tym, że dzieciaki są głównym odbiorcą mangi/anime. Muszą mieć się z czym utożsamiać.

    "Still better acting than Bella ze Zmierzchu."
    Wciąż takie tru~

    Zdziwisz się, ale istnieje manga osadzona w Polsce i nawet została u nas wydana. Zwie się "Aż do nieba" i opowiada o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim. Takie rzeczy tylko dzięki Japonii XD Jest też kilka tytułów z Chopinem, bo go tam uwielbiają, ale dziwne są to rzeczy, więc nawet nie wspomnę. A jeśli chodzi o serię, która działaby się gdziekolwiek, byle dalej od Japonii, a jest dobra, to przede wszystkim polecam Baccano! ;) Wiem, wiem, trolluję, znasz to. Ale wiesz, że to naprawdę, napraaawdę trudne? Cóż, taki Hellsing dzieje się w Wielkiej Brytanii, ale to nie jest coś, co poleciłabym wrażliwej, grzecznej Gufo. Może Spice and Wolf? Dzieje się w alternatywnym świecie, ale zrobiony jest na kształt średniowiecznych Niemiec/Anglii. Trigun znów jest w klimacie westernowego Dzikiego Zachodu (bardzo polecam)... Matko kochana, z tego wszystkiego, co oglądałam, to da się wycisnąć tylko ze trzy tytuły naprawdę osadzone gdzie indziej niż w Japonii/alternatywnym świecie!

    A jak jajca będą z jaojca, to może mi grzywka ze zdziwienia stanąć XD Więc ja ci bezpiecznie życzę kalorycznego baranka z cukru :*

    OdpowiedzUsuń