Generalnie tryb życia mam szybki. Podejmuję się wielu zadań
i biorę dużo na siebie, bo nie umiem odmawiać, ale też lubię czuć się
potrzebna, a im więcej robię dla (i za) innych, tym bardziej buduję sowie
(czyt. swoje) ego. Powoduje to, że często zdarzają mi się momenty takie, o:
"nie mogę się z Tobą Stefciu spotkać, muszę zrobić milion spraw w
internetach/komputerach". Bardzo mnie to w sobie denerwuje i kiedy patrzę
wstecz na mój grafik tygodnia (każdego tygodnia), to tak bardzo widzę,
ile czasu poświęciłam dla ludzi, którzy mają mnie w dupie. :) Głęboko w dupie.
Czasami udaje mi się czegoś odmówić, lub też wykręcić.
Wykręcać się nie lubię bardzo, ale
kłamanie przychodzi łatwiej niż odmowa: "nie zrobię tego dla ciebie,
bo przychodzisz do mnie tylko jak coś chcesz, a tak masz mnie w dupie, K."
Zawsze łatwiej się czymś, a najlepiej kimś, zastawić. Lubię się zastawiać, choć
dręczy mnie wtedy kac moralny i zwykle już kiedy proszący powie, że nic się nie
stało i zrobi to sam, tłumaczę się i podlizuj. Jak lizus z językiem stąd na
planetę Małego Księcia.
Tak bardzo nie szanuję swoich spraw "ważnych, ale nie
pilnych", że wkurzam sama siebie! Na przykład nie uczę się języka
regularnie, nie chodzę na fitness, nie robię sobie zdrowych obiadków (sobie
nie, Connie, tak :)) i nie spotykam się tak często z tymi, którzy w dupie mnie
nie mają. Po chwili refleksji zastanawiam się, czy to ich ja nie mam w dupie,
lub przynajmniej, czy tak się czuć nie powinni. Nie, dobra, przesadziłam. Ja
nie dzwonię i nie piszę tylko wtedy, gdy coś chcę. Dzwonię, lub też piszę,
częściej. Ale rozumiecie moją logikę, prawda?
Na szczęście, jako że
jestem Człowiekiem-Wypadkiem, zdarzają się czasem Nieprzewidziane Okoliczności.
Zdarzają się czasem? Phi! ZDARZAJĄ się to złe określenie – mi one nadzwyczaj
często wpadają w grafik, by urozmaicić prozę życia. Wtedy odmawianie pomocy wychodzi
mi nad wyraz gładko, ponieważ będąc Człowiekiem-Wypadkiem, nie trzeba być
pomocnym 24/7. Kiedy nagle przydarzy Ci się Nieprzewidziana Okoliczność, jesteś
zwolniony z pomocy innym, bo musisz pomóc sobie. Jedną ze standardowych cech
Człowieka-Wypadka (xD) jest psucie czegoś.
1.
Pendrive
W plebiscycie częstotliwości wygrywa prawdopodobnie
psucie/gubienie pamięci typu długopis-który-jeździ (pendrive, wow, takie
śmieszne, wow). W ciągu czterech lat zgubiłam trzy peny, a zepsułam dwa.
Największą stratą były dwa projekty, jeden z przedmiotu X, który robiliśmy na
programie XX, którego nikt nie rozumiał. Mieliśmy zrobić ćwiczonko i wynik miał
być kolorowy. Nikomu to nie wychodziło, a ja – samozwańczy król Gimpa –
zgimpowałam wynik i nagrałam na pendrivie. Kiedy pendrive padł, pod wpływem
stosunku z komputerem publicznym i zarażeniem się wirusowa rzeżączką, cały
projekt w pizdu. (Kopia zapasowa na dysku, a co to?)
2.
Komputer
Drugie zaszczytne miejsce należy do komputera, który awarią
co prawda tylko dwa razy porządnie zagroził moim planom, jednak liczy się jak
za pierdylion innych, bo raz w grę wchodził Projekt półroczny, a za drugim
razem Praca Dyplomowa. Pół roku pracy nad Projektem nie poszło tak zupełnie się
ganiać, bo w pewien słoneczny czwartek (pamiętam to jakby to było dziś rano, oh
wait, zima jest) poszłam na zajęcia i oddałam wydruki z Projektu. Mądra Pani
Doktor zaproponowała mi ocenę 4,5 lub perspektywę piąteczki, jeśli poprawię
Projekt „nazatydzień”. Oczywiście wtedy byłam już zupełnie uleczona z kompleksu
„ale-punktu-mi-zabrakło”, dlategoż na propozycję tę wysunęłam indeks i
cieszyłam pyska z zaliczonego przedmiotu na 4,5. Kiedy wróciłam do domu okazało
się, że kiedy ja tam sobie gadu-gadu z Mądrą Panią Doktor, to mi złodzieje
chatę skroili. Ot. Tak po raz pierwszy poznałam, co to znaczy stracić wszystkie
dane, laptopa i tajne foldery. Wtedy też zainwestowałam w dysk przenośny na
kopie zapasowe. (Rychło w czas, Szerloku.) Tak i oto półtorej roku później,
kiedy zdarzyła się Nieprzewidziana Okoliczność laptopowa numer dwa (zalanie
laptopa 300ml gorącej, zielonej herbaty, mniam) niemalże wszystkie dane
bezpiecznie były na dysku. Tylko praca dyplomowa nie w pełni. ;) Ale cóż z tym,
Gufo zawsze wychodzi obronnym pazurem i na szczęście laptopek żyje i ma się
dobrze.
3.
Świnka morska zwana myszką
Grając z Mamą w Milionerów w zeszłym tygodniu, dostałam pytanie:
„Jaki gryzoń stał się nazwą jednego z urządzeń zewnętrznych komputera”. Najbardziej
podobała mi się odpowiedź „świnka morska”, bo jak świnki biegają w tym swoim kółeczku,
tak moja myszka napitala po ekranie monitora. W czasie od kiedy mam laptopa i
prywatną myszkę (huehuehue) zepsułam cztery… myszki. Wszystkie po prostu nie
nadążały za moim Gimpowym szałem i ogonki im się łamały. Obecna myszka o
nieoficjalnym imieniu – Napitalaczka – jest ze mną szósty miesiąc. (Akcent:
naPItalaczka.)
4.
Komórka
Raz w życiu, dzieckiem czternastoletnim będąc, utopiłam
komórkę, ale nie chcę o tym opowiadać, bo to była moja pierwsza w życiu komórka
i miała miesiąc. Chlip. I reakcja rodziców… Nie, nie byłam dzieckiem
wychowywanym bezstresowo i Bogu dzięki!
Podsumowując, życie Człowieka-Wypadka jest trudne, ale
obfituje w serie niefortunnych zdarzeń, które robią ze mnie sierotę Bożą
pierwszego stopnia, aż do tego stopnia, że inni, patrząc na mnie, czują tak
wielką litość, że przestają (na jakiś czas) prosić mnie o pomoc. Przynajmniej
dopóki nie uporam się z Nieprzewidzianą Okolicznością, mogą mieć mnie w
poważaniu, a kiedy mój sprzęt wróci do gry* znów dzwonić do nigdy-nie-odmawiającej
Gufo.
Kiec tego postu, bo miał być wkurzony i smutny, a wyszedł
prześmiewczy i to siebie samą ośmieszyłam. Ale dobrze, trzeba być szczerym ze sobą samym i ja jestem – nie umiem odmawiać i
plan na rok 2014 jest taki, by to zmienić. Ot!
Gufo
PS Tak bardzo mi się nie chce sprawdzać tego postu, ale jak
zwizualizuję sobie minę Yagi na te brakujące przecinki, to widzę jak traci
wiarę w moje zdolności… :P Ale tytuł z dedykacją dla Yagi :*
*”Kiedy twój sprzęt wróci do gry” – dobry slogan leku na
prostatę, btw.
W sumie myślę, że Nieprzewidziane Okoliczności występują tylko troszkę częściej niż innym ludziom, nie jest tak źle! Akurat masz pecha do sprzętu elektronicznego, a inni do upuszczania rzeczy na nogi i trafiania małym palcem u stopy w krawędzie łóżka ;)
OdpowiedzUsuńCo do odmawiania, to fakt. Bywa, że jest ciężko, ale istnieje na to pewna strategia - coś uwalić. Może brzmi niepokojąco i nieprzekonująco, ale działa! Gdy nie robisz czegoś na 100%, albo wręcz coś zepsuć specjalnie (chodzi mi np o udzielanie błędnych odpowiedzi u lektorki z języka - takim oto sposobem mam spokój z aktywnością na zajęciach hihi). Gdy ludzie zobaczą, jak to jest z drugiej strony, nie będą Ciebie aż tak obarczać pewnymi rzeczami. A tak w ogóle, to powinni się wstydzić Cię wykorzystywać, ot co :)
Minusem jest niepodbudowywanie swojego ego, ale można się przyzwyczaić :D