Klik!

Dot SE - szwedzki boy-band na odmóżdżenie!

Zwykle mam pomysły na posty opiewające wszelką treść muzyczną/filmową/artystyczną, która podbiła moje serce. Dziś już prawie zebrałam się za pisanie takiegoż postu, ale stwierdziłam, że najpierw posłucham, co tam nowego na Jutubie.
Strasznie lubię słuchać coverów moich ulubionych piosenek i szukać inspiracji/tonacji do własnego piania, kiedy w domu nikogo nie ma. Otóż dzisiaj (zupełnie porzucając już pomysł pisania) przerabiałam wszystkie możliwe covery „The Monster” popełnionych genialnie przez Eminema i Rihannę. Szperałam poprzez naprawdę niesamowite wykonania, aż zobaczyłam TO.
Wszyscy we wsi wiedzą, że kocham wszelkie kiczowate boy-bandy. Po prostu, kiedy byłam nastolatką nie miałam żadnych idoli i mam braki w piszczeniu na widok mężczyzn zniewieściałych, wrażliwych (bo zwykle dziewczyny młode nie wiedzą, że najważniejszy jest testosteron, bo wrażliwością mężczyzna kranu nie naprawi, ani na chleb nie zarobi).
Zespół tych młodych chłopców jest tak bardzo typowym boy-bandem, że aż śmiem przypuszczać, że to jakaś parodia. O ile oglądanie teledysków klasyków jak Nsync sprawia mi wiele radości, o tyle oglądanie teledysków zespołu Dot SE wprawiło mnie w wystarczająco pobudzającą głupawkę, by napisać o niej kilka przemyśleń. Chyba nie ma elementu w teledyskach tych chłopaków, który wzięłabym na poważnie, lub też który podobał by mi się na serio. Obejrzałam aż trzy wykonania (rzeczony „The Monster”, „Roar” Katy Perry i „We can’t stop” Miley Cyrus) i we wszystkich trzech kipią te same żałosne cechy, które budzą tyle sprzeciwu ze strony „prawdziwych mężczyzn”, którzy nie mogą znieść faktu, że za „czymś takim” szaleją kobiety. Otóż to!
Wizerunek – ucieczka od męskości
Panowie musza być młodzi, lub na młodych się stylizować i wyglądać słodko, wrażliwie i dziewiczo jak jabłko firmy Apple, zanim Ewa go nadgryzła. Wystarczająco dziewiczo, by fanki uwierzyły, że panowie wciąż czekają na pierwszą miłość, a może nawet nie całowali się nigdy z żadną dziewczyną? (Nic dziwnego, z takim wizerunkiem?) Doprowadzanie się do takiego imidżu MUSI dla faceta być tragiczne w skutkach i zwykle kończy się tym, co w skrócie opisuje piosenka „Gdzie ci mężczyźni”. Sugerowana odpowiedź – na pewno nie w boy-bandach! Ważnym elementem wizerunku jest twarz, która koniecznie musi być nieskażona dziewiczym wąsem, ze zmarszczonymi brwiami sugerującym cierpienie (najlepiej jakąś rozłąkę o podłożu miłosnym), z usteczkami wydętymi jak u małego dziecka i KONIECZNIE grzeczną fryzurką. W każdym zespole tego typu widać wyraźny podział wizerunkowy na „niegrzecznych chłopców”, „łagodnych papi-fejsów”, „tajemniczych” i „wesołków”.


Teledysk – plener, fun i cierpienie ponad wszystko
W teledyskach dominuje motyw cierpienia z miłości, wspomniane zmarszczone brwi i generalnie patrzenie w dal. Najlepsza dalą dla teledysku o miłości jest tafla oceanu, ale panowie od biedy zastosowali jezioro w lasku brzozowym. Jezioro zawsze spoko. Dla teledysku piosenki o cierpieniu natomiast miejsca przestrzeń utracona, czyli podmoście. Tak, podmoście, ale że znów panów budżet ograniczał, to nie jest to grande most Solidarności, lecz mała kładka nad rzeczką typu ściek wodny. Do trzeciego teledysku natomiast użyto ponownie jeziora. Mówiłam, że jezioro zawsze spoko? 

Oprócz pleneru ważny jest motyw FUN, czyli jak zaczepistymi panowie są kumplami i jak bawią się gdziekolwiek przebywają – znakomicie! Tu zawsze dominują motywy sportowe (pojawiło się rugby) oraz wspólne śmieszne sytuacje, które NA PEWNO nie były ustawione pod teledysk. Absolutnie, tak nie, że na pewno. Ostatni motyw, to wspólne przeżywanie cierpienia. Dziwi mnie zawsze to, że jeśli piosenka jest optymistyczna, ale wolna, to boy-bandy i tak zaśpiewają ją w cierpiętniczy sposób! Piosenka „The Monster” i „We can’t stop” niezależnie od swojej treści zostały pokazane tak, że moja ciocia, która angielskiego nie zna, pomyślałaby, że to piosenka o sercu pękniętym po jakiejś romantycznej historii z Harlequina. Kicham na piosenkę Miley, ale EMINEMA śpiewać z miną cierpiącego kotka po utracie wełny motka… Klękajcie narody (ze śmiechu, nie z pokłonem).

Choreografia – dłonie, które leczą
Wyprostujcie jedną rękę przed sobą. Następnie zegnijcie w łokciu pod kątem 90 stopni kierując dłoń w ku górze. Kolejny krok to powolne zaciśnięcie pięści (powolne, jadowite i wyrażające więcej niż tysiąc słów). Pozostaje tylko równie niespiesznie opuścić ramię, by pięść znalazła się na wysokości serca i pukamy jak Enrique w „Dimelo”. Opanowaliśmy właśnie podstawowy krok taneczny każdego boy-bandu numer jeden. Poćwiczyć, najlepiej do jakiejś wolnej i smutno-brzmiącej piosenki.
Krok taneczny numer dwa to objęcie otwartymi ramionami i rozczapierzonymi palcami całego świata. W kontekście znaczeniowym jest to objęcie ogromu cierpienia, jaki dotyka śpiewającego. (Chodzi o ogrom cierpienia po utracie miłości swojego życia, a nie ból męskości spowodowany zbyt ciasnymi rurkami. Choć… męskość na pewno przewraca się w grobie.)
My razem – ależ skąd!
Nie mogłam się powstrzymać – ale tak wielu chłopców z boy-bandów przekracza pewną granicę wspólnego „fun” razem do tego stopnia, że fanki zaczynają podejrzewać małe romansiki wewnątrz zespołu. Oczywiście jest to zaplanowany zabieg i mnoży plotki na temat zespołu w tempie błyskawicznym, rodzi zainteresowanie, wzburza jakiś ruch w sieci na ten temat i OT! Chłopaki lądują na okładce Faktu, tudzież innego poczytnego pismaka. Te blogaski z opowiadaniami fanek (ja-i-łan-dajrekszyn, w których wszyscy członkowie zespołu zakochują się bez pamięci w głównej bohaterce, która nie wie którego wybrać, więc dwóch z nich okazuje się gejami, trzeci okazuje się szują, a czwarty i piaty musza walczyć o jej względy), te wszystkei internetowe komcie fanek są o tym! Tak, to wszystko jest generowane kilkoma prostymi gestami na teledysku i zbyt bujną wyobraźnią fanek. Przykład z teledysku Dot SE to nieustanne pociągłe spojrzenia i wskakiwanie sobie „na barana”. Szczytem wszystkiego, była scena z Titanica, po której musiałam tłamsić się kocem, by wybuch śmiechu nie pobudził wszystkich w domu.


Podsumowując, przejrzałam jeszcze kilka innych coverów tego boy-bandu i po tak bardzo padłam ze śmiechu, że aż chyba ich zasubskrybuję – odstresowało mnie to totalnie, nawet zapomniałam o nauce. 

Później, później troszeczkę ruszyło mnie sumienie z tego nabijania się, kiedy zdałam sobie sprawę, że są to bardzo skromni chłopcy (totalne przeciwieństwo Justina Biebera) i że swoje „dzieła” traktują zupełnie serio…  No i zdałam sobie sprawę, że przecież produkcjami tego typu karmią nas media popowe, tyle że teledyski mają większy budżet i nie wyglądają tam komicznie, jak robione przez chłopczyków na własną rękę pod mostem…  To tylko różnica w kasie, bo merytorycznie to wciąż piosenki Miley Cyrus, One Direction, Taylor Swift i Seleny Gomez. Swoją drogą – skąd tam EMINEM!?

PS Przepraszam, za nadużywanie słowa „zespół” w kontekście boy-bandu!

0 komentarze: